Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wywiady. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wywiady. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 2 sierpnia 2009

Sapa stawia na Szmyda, ale nie wyklucza Rutkiewicza

Marcin Sapa pokazał się z bardzo dobrej strony w ubiegłorocznym Tour de Pologne, co zaowocowało kontraktem z grupą Lampre. Na ruszający w niedzielę wyścig Dookoła Polski też zapowiada ucieczki.

Odpoczął pan już po trudach Tour de France? - Tak mi się wydaje, ale to dopiero okaże się na pierwszych etapach Tour de Pologne. Tour de Pologne w Onet.pl 

Jak pana zdaniem będzie przebiegał ten wyścig, który odbywa się w zmienionym terminie? 
- Myślę, że podobnie, jak w poprzednich latach. Zawodnicy, którzy będą chcieli walczyć w klasyfikacji generalnej, płaskie etapy będą jechać spokojnie, żeby nie stracić sił, a dopiero ataki, które zapewnią triumf, będą miały miejsce na górskich etapach, które moim zdaniem są bardzo ciężkie.

Przeglądał pan już zapewne profil trasy. Czy jest gdzieś etap, na którym może pan zdecydować się na ucieczkę?
- Takie etapy są, ale na razie nie wiem, jakie będą założenia taktyczne ekipy. Myślę jednak, że na którymś z etapów będę próbował swoich sił.

Czy jest szansa, by tegoroczny Tour de Pologne wygrał w końcu polski kolarz?
- Myślę, że największą szansę będzie miał Sylwester Szmyd, ale nie wykluczam też Marka Rutkiewicza, który jest silny na etapach górskich. Wiem jednak, że Sylwestr Szmyd nie rzuca słów na wiatr. Dobrze przygtowywał się do tego wyścigu. Stwierdził też, że górskie etapy są tak ciężkie, iż w końcu może na nich powalczyć.

Zdążył pan podczas przerwy na wypoczynek odwiedzić swój sad?
- Tak, jeden dzień byłem u siebie na wsi, ale wróciłem z moją narzeczoną do Poznania. Na wsi jest zawsze coś do zrobienia, a w mieście spokojnie mogłem wsiąść na rower, jechać na trening, a później spokojnie wypoczywać.

Rozmawiał - Tomasz Kalemba, sport.onet.pl

foto: Paweł Urbaniak


sobota, 1 sierpnia 2009

Konferencja prasowa przed 66. Tour de Pologne

W warszawskim hotelu Novotel Airport odbyła się konferencja prasowa przed 66. Tour de Pologne. Udział w niej wzięli kolarze Lampre NGC Alessandro Ballan (mistrz świata) i Marin Sapa oraz Sylwester Szmyd i Ivan Basso z grupy Liquigas.

Jednym z bohaterów ubiegłorocznego Tour de Pologne był Marcin Sapa, który pokazywał się podczas ucieczek. Tak samo widoczny był w czasie Tour de France.

- W Polsce znowu chcę powalczyć o koszulkę najaktywniejszego - powiedział Marcin Sapa. - Przed każdym wyścigiem w grupie ustalamy jednak reżim sportowy i chyba nie będę miał takiej swobody jak rok temu. Po tym co zobaczyłem jeżdżąc w grupie Lampre, mogę śmiało powiedzieć, że Tour de Pologne jest w czołówce wyścigów Pro Tour. Współczuję tylko polskim kolarzom, że nie mają szans na rywalizację z najlepszymi. Ale teraz każdy z nich wie, że Tour de Pologne to szansa dla nich.

źródło: tourdepologne.pl

czwartek, 30 lipca 2009

Będę uciekał na Tour de Pologne

Z Marcinem Sapą rozmawia Piotr Kurek 

- Startował pan po raz pierwszy w Tour de France. Jak pan odbiera tegoroczną Wielką Pętlę? 
- No cóż, zaproszenie do startu w tegorocznym Tour de France przyszło do mnie nieomalże w ostatniej chwili, na kilka dni przed jego rozpoczęciem. Nie spodziewałem się tego powołania, ale kiedy już rozpocząłem jazdę w teamie Lampre - myślałem o tym, by dać radę: by skończyć największy wyścig świata, by dotrwać do końca. Udało mi się to, z czego się cieszę. Chociaż, czego nie ukrywam, na początku miałem wątpliwości, czy potrafię dojechać do Paryża - na metę ostatniego etapu na Polach Elizejskich. Tej pewności, że tak będzie, nabrałem po dwóch tygodniach jazdy. Zdobyłem przez trzy tygodnie, jako kolarz, bezcenne doświadczenie.

- Z jaką prędkością zjeżdżał pan z gór podczas Tour de France?
- Kiedy spojrzałem na swój GPS nie wierzyłem oczom, ale zapis był wiarygodny i czytelny: 115 km na godzinę. Taka prędkość była możliwa na dobrych francuskich drogach - bez dziur, na asfalcie niosącym kolarza szybko w przód. Zjeżdża się z tak dużymi prędkościami, bez hamowania, niejako w ciemno, wierząc organizatorom, że ich oznakowanie trasy jest bezbłędne, czytelne.

- Start w Tour de France to jazda po Francji, która pokazuje swą najładnieszą twarz?
- Kiedy jedzie się w peletonie najlepszych kolarzy świata, a takim wyścigiem jest Tour de France, nie ma specjalnie okazji i możliwości, by się napawać widokiem pięknych gór, dolin i wiejskich krajobrazów. Na podjazdach myśli się o jak najszybszym wspinaniu, przy zjeździe koncentrowałem się na tym, by szybko pędzić w dół i się przypadkiem nie przewrócić. To nie jest turystyczna wyprawa, tylko wyścig najlepszych kolarzy świata.

- Trzy tygodnie jazdy w Tour de France, w tym także obok Lance'a Armstronga - siedmiokrotnego triumfatora Wielkiej Pętli, to wielkie przeżycie?
- Sapa i Armstrong - dwaj kolarze. Ja z Polski reprezentujący włoski team Lampre i Amerykanin z kazachskiej grupy Astana, którego nazwisko znają nie tylko fani kolarstwa. Jechaliśmy od początku do końca wyścigu. Ja ukończyłem Wielką Pętlę, Lance był trzeci w klasyfikacji generalnej. Na ostatnim etapie piłem szampana, kiedy kolarze Astany zaczęli świętować zwycięstwo Hiszpana Alberto Contadora.

- Jaki fragment trasy Tour de France był najtrudniejszy, czy wjazd na Mount Ventoux?
- Oj, ciężko było. To była najtrudniejsza góra na wyścigu. Najgorsze było pierwsze 7-8 kilometrów podjazdu. Ale trudny był także szesnasty etap, gdy po starcie trzeba było prawie 40 kilometrów jechać pod górę.

- Ukończyl pan Tour de France. Jak mógłby pan opisać swą radość z tego powodu?
- Ukończyłem największy wyścig świata. To cieszy i raduje moje serce. Moja jazda i dwie ucieczki spodobały się kolegom i szefom teamu Lampre.

- Czy zatem szansa na przedłużenie kontraktu z Lampre jest obecnie duża?
- Wydaje się, że ekipa Lampre jest bardzo zadowolona z mojej postawy od początku sezonu. Nie jestem kolarzem, który jeździ biernie w peletonie. Uciekając, próbuję walczyć na wyścigach. To dla mnie jedyny sposób na zwycięstwo, czy na wysokie miejsce na etapie. Uciekałem w tym roku w wielu wyścigach, dałem się poznać nie tylko swym kolegom i szefom. Nic nie wskazuje na to żeby grupa Lampre nie była zainteresowana dalszą współpracą ze mną ale czas pokaże...

- 26 lipca zakończył się Tour de France, dzień później był pan w kraju.
- Tak, 27 lipca wylądowałem na poznańskiej Ławicy. W poniedziałek i wtorek odpoczywałem w Poznaniu, w środę pojechałem do rodziców - do Romanowa, którzy mnie bardzo gościnnie i serdecznie powitali. Byli bardzo zadowoleni, że było o mnie głośno.

- Jak mieszkańcy Romanowa odebrali pański start w Tour de France?
- Wiem, że cieszyli się z mego udziału w największym wyścigu kolarskim świata, dopingowali mnie, okazywali także szczere wyrazy sympatii wobec mnie moim rodzicom. Same zaś Romanowo doznało z tej okazji naturalnej promocji i medialnego nagłośnienia.

- 2 lipca rusza 66. Tour de Pologne. I grupa Lampre startuje z największymi nazwiskami w swym składzie.
- Tak, to prawda. Liderem Lampre na Tour de Pologne będzie Alessandro Ballan - aktualny mistrz świata. Obok niego pojadę ja i sześciu innych dobrych kolarzy: Marzio Bruseghin, Witalij Buc, Angelo Furlan, Francesco Gavazzi, David Loosli i Manuele Mori. Grupa Lampre chce się dobrze zaprezentować w tegorocznym Tour de Pologne i być może jeden z jej kolarzy w Krakowie okaże się jego zwycięzcą.

- Tegoroczny Tour de Pologne, jak przed rokiem, przebiegać będzie drogami Polski północno-wschodniej. Gdzie będzie pan szukał dla siebie możliwości ucieczki?
- Na pewno nie na pierwszym etapie - podczas kryterium po ulicach Warszawy. Ale od drugiego do piątego etapu nie wykluczam swych śmiałych akcji, może solowych ucieczek, choć zależeć będzie to także od decyzji dyrektora sportowego teamu Lampre. Nie będę przesadzał, ale pragnę zawalczyć o miano najaktywniejszego kolarza Tour de Pologne.

żródło: kurek-rowery.pl

foto: Paweł Urbaniak

wtorek, 21 lipca 2009

Nigdy nie jechałem w takich górach

Marcin Sapa, polski kolarz grupy Lampre, nasz jedynak w Tour de France, dzielnie trwa w peletonie pomimo, że trasa wiedzie przez naprawdę wysokie góry. A nasz zawodnik nie jest jednak specjalistą od jazdy po górach.
 
Wtorkowy, 16. już etap Tour de France, był bardzo ciężki. Jechał już pan kiedyś w tak wysokich górach?
- Nie. To są najwyższe podjazdy, po jakich jeździłem. Na górze było bardzo zimno. Wszędzie wokół leżał śnieg. W środę jednak będzie jeszcze cięższy etap.
Karuzela transferowa

Podczas ostatniego zjazdu poważny wypadek miał Niemiec Jens Voigt. Kiedy pan zjeżdżał z tej góry zawodnikiem tym zajmowały się jeszcze służby medyczne? 
- Nie już nie było nikogo. Wypadek ten widzieliśmy dopiero w telewizyjnych powtórkach. Droga była jednak przygotowana perfekcyjnie. Nie było szutru. Właściwie jest idealnie i na zjazdach idziemy w ciemno. Nie ma możliwości, żeby wpaść w jakąś dziurę, bo ich po prostu nie ma. Nie jechałem jeszcze na wyścigu, gdzie trasy byłyby przygotowane lepiej. Można trafić jednak na taki moment, kiedy sięga się do kieszeni po batonik, albo po bidon można wpaść na jakiś drobny uskok albo muldę. I wtedy dochodzi do wywrotki.

Ma pan już za sobą dwa tygodnie ciężkiego wyścigu. Czy stać będzie pana jeszcze na jakiś zryw w ostatnich dniach imprezy?
- Jeżeli już, to być może w piątek, Ale nie gwarantuję, bo już naprawdę czuję ten wyścig w nogach.

Rozmawiał - Tomasz Kalemba, sport.onet.pl, foto: corvospro 

Jabłonie jeszcze poczekają

Marcin Sapa, jedyny polski kolarz w Tour de France o największym wyścigu, nagłym zakręcie kariery i sadzie koło Konina

Rz: Jak pan przeżył górski etap do Verbier?
Marcin Sapa: Łatwo nie było. Takie etapy, które wydają się płaskie, z premiami górskimi trzeciej czy drugiej kategorii, w pofałdowanym terenie, są najcięższe. Niedzielny etap już chyba wyjaśnił, kto wygra w Paryżu. Myślę, że Alberto Contador.

Ukończy pan wyścig? Byłby pan ósmym Polakiem, który w debiucie dojechał do mety Tour de France, z 13, którzy startowali w Wielkiej Pętli w ostatnim ćwierćwieczu.
Jeśli nic się nie wydarzy, powinno się udać. Na razie czuję się dobrze. Trochę mnie pobolewało ścięgno pod kolanem, ale masażyści zrobili swoje. 

Myślał pan kiedykolwiek, że wystartuje w Tour de France?
W polskich realiach wydawało się to niemożliwe. Moje życie nagle się zmieniło, gdy w ubiegłym roku zdobyłem tytuł mistrza kraju. Szczerze mówiąc, planowałem już zakończenie kariery, bo generalnie w polskim kolarstwie nie ma żadnej przyszłości. Ale zdobyłem mistrzostwo, wygrałem dwa dosyć duże krajowe wyścigi – Mazovia Tour i Małopolski Wyścig Górski. No i pojechałem w reprezentacji w Tour de Pologne, gdzie byłem najaktywniejszym kolarzem. Dyrektor wyścigu Czesław Lang powiedział wtedy: „Trzeba jakoś chłopakowi pomóc”. Nie ukrywam, że to dzięki jego poparciu podpisałem kontrakt z grupą Lampre. Faktem jest, że jej dyrektorzy widzieli, jak w trakcie Tour de Pologne uciekałem niemal cały czas. Stwierdzili, że jestem jedynym Polakiem, któremu chce się ścigać. 

Filmowy zwrot w karierze. Praca i waleczność zaowocowały awansem do elity, czyli grupy Pro Tour. Jak dziś oceniają pana szefowie Lampre?
Na razie są bardzo zadowoleni. Wszystko wskazuje, że przedłużę kontrakt na przyszły sezon. Minimalna gaża w grupie Pro Tour to 40 tysięcy euro brutto za sezon i taką mam zagwarantowaną. Myślę, że teraz to dobra kwota wyjściowa. Decyzja powinna zapaść na początku września. 

Wcześniej wystartuje pan w Tour de Pologne (2 – 8 sierpnia). Czy inni uczestnicy Tour de France wybierają się na wyścig do Polski?
Wiem tylko, że z mojej drużyny na starcie w Warszawie na pewno staną aktualny mistrz świata Alessandro Ballan, Marzio Bruseghin i Angelo Furlan.

Pamiętamy pana długie ucieczki w Tour de France, szczególnie tę na XI etapie do Saint-Fardeau, gdy wraz z Belgiem Johanem Van Summerenem jechał pan na czele ponad 163 km i został doścignięty przez peleton dopiero 5 km przed metą. Pan ukończył etap 29 sekund za peletonem. Towarzysz ucieczki był tak wyczerpany, że przyjechał na metę przedostatni, ze stratą 3.37 min. Jednak to Van Summerenowi przyznano nagrodę dla najbardziej walecznego kolarza na etapie...
Jeśli już ucieczka dojdzie do skutku, czerwony numer dostaje zawodnik, który pierwszy zainicjował akcję, a to właśnie Belg zaatakował. Ja do niego doskoczyłem i potem razem uciekaliśmy. Równo pracowaliśmy, ale po ostatniej górskiej premii, gdy peleton gonił bardziej zdecydowanie i musieliśmy jeszcze wzmocnić tempo, on już nie miał sił. Wykonałem wtedy chyba 80 procent roboty w czołówce. 

Pseudonim Moto Sapa zobowiązuje. Dziś jest pan zawodowym kolarzem jednej z czołowych grup na świecie, a jeszcze niedawno wiązał pan przyszłość z hodowlą jabłoni...
Mam gospodarstwo, można powiedzieć, rolno-sadownicze, w gminie Sompolno niedaleko Konina, ale teraz za dużo się nim nie zajmuję. Całą pracę wykonują rodzice. Nie założyłem jeszcze rodziny, ale mam narzeczoną.

Spotyka pan polskich kibiców na Tour de France?
Niewielu. Do tej pory wpadły mi w oko trzy biało-czerwone flagi przy trasie. Ale są Polacy w kolumnie wyścigu. Masażystą Lance’a Armstronga w grupie Astana jest Ryszard Kiełpiński.

Będzie pan jeszcze uciekał?

Wiele okazji nie zostało, bo we wtorek i środę górskie etapy, w czwartek jazda na czas, a w sobotę meta na Mont Ventoux, ale jak będzie dobra noga, jak mówią kolarze, może jeszcze spróbuję. Generalnie nie chciałbym jednak zupełnie się wyeksploatować przed Tour de Pologne. Będzie przecież tylko sześć dni odpoczynku, a bardzo mi zależy na dobrym występie na polskich szosach.

Marek Cegliński/Rzeczpospolita, foto: Roberto Bettini

piątek, 17 lipca 2009

Marcin Sapa marzy o wygraniu etapu na Tour de Pologne

Marcin Sapa debiutuje w tym roku w Tour de France, a przepustką do tego wyścigu była aktywna jazda na ubiegłorocznym Tour de Pologne, która zaowocowała podpisaniem kontraktu z ekipą Lampre NGC. 33-letni kolarz z Konina już pokazał się na trasie Wielkiej Pętli w długich ucieczkach. Teraz zapowiada, że chce wygrać etap na Tour de Pologne.


Jak jedzie się na trasie Tour de France? - zapytaliśmy Marcina Sapę.
Jestem jak na razie bardzo zadowolony. Atmosfera jest świetna, na formę nie mogę narzekać, ogólnie bardzo dobrze się czuję. Cieszę się, że mam okazję wystąpić i pokazać się na trasie najbardziej prestiżowego wyścigu na świecie.

Na razie pana ucieczki nie zakończyły się powodzeniem.
Co zrobić - nie zawsze ucieczka się udaje. Zapewniam jednak, że jeśli starczy sił, to spróbuję jeszcze zaatakować. Już nie w tym tygodniu, ale po weekendzie. A jeśli zabraknie sił, to będę chciał po prostu dojechać do mety.

O ucieczki będzie chyba trudniej, bo wyścig powoli wkracza w decydującą fazę.
To prawda. Dyrektorzy każą już zawodnikom atakować. Na wczorajszym etapie co chwilę były jakieś skoki i pogonie, dopiero na 80 km poszła ucieczka.

Mimo wszystko chce pan spróbować jeszcze raz.
Na razie chcę odpocząć po ostatniej ucieczce. Koszt takiej jazdy jest bardzo duży, nogi bolą przez trzy dni. Wszystko zależy od tego, jak się będę czuł.

W czwartek jest etap jazdy indywidualnej na czas. Będzie chciał pan powalczyć?
Raczej potraktuję czasówkę spokojnie. I tak nie mam już szans na znaczący wynik w klasyfikacji generalnej. Więc wolę jeszcze raz spróbować ucieczki, niż walczyć na całego podczas czasówki.

Po zakończeniu Wielkiej Pętli startuje pan w Tour de Pologne.

Mam takie marzenie, aby wygrać przynajmniej jeden etap. W ubiegłym roku się nie udało, chociaż próbowałem w ucieczkach. Cieszę się bardzo, że będę miał okazję pokazać się polskim kibicom. W najgorszym przypadku chciałbym stanąć na podium.

źródło: tourdepologne

foto. Paweł Urbaniak

środa, 15 lipca 2009

Jutro też wam uciekniemy

Jaki jest Pana ulubiony cytat z "Seksmisji"?
"Jutro też wam uciekniemy".

A kiedy Pan znów ucieknie peletonowi na Tour de France?
Zbierałem siły. Raz odjechałem na piątym etapie. Potem trzy dni dochodziłem do siebie. W poniedziałek była jednak przerwa w Wielkiej Pętli. We wtorek spokojna wycieczka 180-kilometrowa, bo peleton strajkował z powodu zakazu używania łączności radiowej. W nogach czuję już wystarczającą moc, by znów zaatakować.

Kiedy?

Mam nadzieję, że w środę albo czwartek. Coraz trudniej się teraz odjeżdża, trzeba bardzo dokładnie zaplanować atak.

Co się zmieniło?
Chętnych do odjazdów jest coraz więcej, a grupy walczące o klasyfikację generalną mocno pilnują, by takie grupki nie były zbyt liczne. Im więcej ludzi w ucieczce, tym większa szansa, że dojedzie się do mety. Nie sztuką jest się więc oderwać od głównej stawki. Trzeba zrobić to z możliwie najmniejszym towarzystwem. Jeśli mam być widoczny na trasie, razem ze mną nie może być więcej niż czterech, pięciu kolarzy.

Uciekanie to Pana jedyne zadanie w ekipie Lampre?
Na początku musiałem pomagać Marzio Bruseghinowi, który miał kłopoty ze zdrowiem. Teraz ekipa liczy, że niebawem urwę się peletonowi, a w górach mam być blisko Aleksandro Ballana.

Peleton planuje kolejne strajki?

Nie, chociaż radia przelały czarę goryczy. Jeden dzień protestu wystarczy. Kolarze chcą po prostu, by bardziej się z nimi liczono. Nie powinno się w trakcie wyścigu zmieniać reguł i eksperymentować z odcinaniem nas od informacji z samochodów technicznych. Wielu ludzi ma też dosyć nagonki antydopingowej. Wprowadzony został na przykład system ADAMS. Musimy wpisywać miejsce swojego pobytu i nie można się od niego oddalić na dłużej niż dwie godziny. Jestem jak więzień na przepustce, a nie wolny człowiek. Trzeba jednak zacisnąć zęby i jechać dalej. No i uciekać.

źródło:
Oskar Berezowski/polskatimes.pl
foto: corvospro


piątek, 3 lipca 2009

Pierwszy start w tak wielkim wyścigu

Z jakimi nadziejami wyruszy pan w sobotę z Monte Carlo? 

- Myślę, że dyrektorzy Lampre już znają moje możliwości i jadę na Tour de France po to, by pomagać Alessandro Ballanowi. Będę się starał też uciekać na płaskich etapach. Może w końcu się powiedzie.

To duży zaszczyt pomagać mistrzowie świata.

- Tak oczywiście. Nie przyjechałem na ten wyścig o wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej, ani na górskich etapach, bo moja budowa nie pozwala mi na to, by bardzo dobrze jeździć po górach, ale w peletonie już jestem znany z ucieczek.

No właśnie. Słynie pan z częstych i długich ucieczek. Analizował pan już trasę i wybrał ten najbardziej odpowiedni etap na oderwanie się od peletonu?

- Na pewno będzie to któryś z początkowych etapów. Nie mówię to o drugim dniu ścigania, który jest prowadzony po dość ciężkim terenie, bo wyjeżdżamy z Monte Carlo w góry i mimo, że jest on początkowy, to będzie jednak trudny. Myślę, że najbardziej optymalne dla mnie będą etapy od trzeciego do piątego. Na tych etapach coś będę próbował. To są jednak moje własne założenia, a dopiero odprawy z dyrektorami to ewentualnie potwierdzą. Tak sobie wyliczyłem i wyszło mi, że w tym sezonie, w wyścigach, w których startowałem uciekałem już przez około 900 kilometrów, a to już jest coś. Myślę, że na Tour de France będę próbował jechać w swoim stylu.

Uda się panu przejechać ciężkie górskie etapy i dojechać do mety w Paryżu?

- Na pewno będę robił wszystko, żeby ukończyć ten wyścig. Na Tour de France nikt nie wycofuje się z własnej woli. Ewentualnie wykluczyć z wyścigu może mnie tylko przekroczenie limitu czasowego na jednym z górskich etapów. Na razie jestem pozytywnie nastawiony i w sobotę wyruszę z taką myślą, że dojadę do Paryża.

W ubiegłym roku wywalczył pan mistrzostwo Polski, znakomicie spisywał się w Tour de Pologne. To dało panu przepustkę do wielkiego kolarskiego świata. Myśli pan, że inni polscy kolarze mogą iść w pana ślady?

- Początkiem tego wszystkiego było zdobycie tytułu mistrza Polski. Później wygrałem dwa wyścigi etapowe w Polsce i wreszcie udany start w reprezentacji w Tour de Pologne, kiedy uciekałem cztery dni z rzędu. To zauważyli dyrektorzy grup, m.in. Lampre. Dzięki pomocy Czesława Langa udało mi się podpisać kontrakt z tą grupą. Jestem zadowolony, podobnie jak dyrekcja grupy. Wszystko jest na dobrej drodze i jestem zdania, że takim szlakiem może podążyć wielu naszych zawodników.

Rozmawiał - Tomasz Kalemba, sport.onet.pl

foto: corvospro